Wszystko rozpoczęło się w letni słoneczny dzień.

Nagłówek jak z dobrego filmu wakacyjnego. Za czasów, gdy cały wolny czas spędzało się na zabawie w chowanego, ganiało się za piłką czy grało w podchody. W czasach gdy konsola PlayStation tzw. PSX była kosmiczną technologią a ktoś, kto ją posiadał był osiedlowym "bosem" i każdy chciał się z nim kolegować. W tych czasach pokochałem motocykle. Stało się to ot tak, nagle, jak za sprawą magicznego zaklęcia. Budząc się tego szczególnego letniego ranka, nie spodziewałem się jak wyjątkowe atrakcje będą mnie czekały. Aktualnie przebywałem w małej wiosce gdzie spędzałem jak co roku swoje wakacje. Był to czas wyjątkowy, bardzo magiczny. Lato, wakacje, wolność, prawdziwa wolność. Co prawda człowiek był pod kontrolą dziadków, ale w porównaniu z rodzicielskim "nadzorem" to tylko delikatna zapora systemowa. Podjeżdżając do tematu, z podwórka dziadków przechodziłem dwie ulice dalej gdzie byli moi wszyscy serdeczni koledzy, których bardzo pozdrawiam, w szczególności Ciebie Karolu.

Koniec narracji gdzie akcja?

Do mojego wujka podjechał starszy kuzyn. Przyjechał on na wtedy niebudzącym mojego uznania motocyklem, w tamtym momencie jeszcze motorem WSK 125. Kolor czarny, z widocznymi ogniskami rdzy, egzemplarz zaniedbany. Kuzyn przyjechał pożyczyć auto, dużego busa. Ponieważ przyjechał motocyklem, to sama WSKa wylądowała pod płotem. Gdy kuzyn stracił się z pola widzenia wujek postawił odbyć jazdę testową jego sprzętem. Zainteresowany podszedłem do niego i zaczepiłem tekstem jak się jeździ na takim sprzęcie? Odpowiedź okazała się prosta i niespodziewana. Zaskoczyła mnie niczym zima drogowców.

I... Akcja. Czas na pierwszą jazdę.

[pierwsza jazda na motocyklu] Słuchaj tu masz sprzęgło, tu hamulec tylny, tutaj przedni, a tą nogą wbijasz biegi. Jedynka w dół resztę wbijasz w górę. A to, co tu wystaje to jest kopka. Wypowiedź ta została zwieńczona najmniej oczekiwaną kwestią „masz i się przejedź". Pomyślałem wtedy, ale jak to? Przecież to niebezpieczne, nigdy w życiu nie jeździłem, nie mam przecież kasku a ten motor taki ciężki. Więc stanowczo odrzekłem: „super, dzięki". Pierwszym problemem było ponowne uruchomienie silnika. Moja młodzieńcza waga piórkowa nie potrafiła zmusić motoru do startu. Z pomocą potężnej siły wujka silnik WSK ochoczo się odezwał. Po zajęciu wygodnej pozycji na pojeździe oczywiście zapomniałem co do czego służy. Szybki, ponowny pilotaż ze strony mojego odpowiedzialnego opiekuna i... Tak drodzy, państwo zacząłem się przemieszczać. Pierwsze nieśmiałe kółeczka po prywatnym placu, gdy po chwili już mój mózg stwierdził, że przecież świetnie kontroluje pojazd i na pewno nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Postanowiłem wyjechać na mało uczęszczaną drogę publiczną. Nie myśląc o potencjalnych konsekwencjach wyruszyłem w swoją pierwszą drogę.

Przygodo, uważaj! Nadchodzę!

Podczas gdy adrenalina wypełniała moje żyły, serce grało w tempie rockowej kapeli, zacząłem podejrzewać, że coś jest nie tak. Motocykl głośno pracuje, słychać pełne obroty a prędkość jakaś mizerna. Niby szybciej jadę niż bym szedł, ale ewidentnie coś jest nie tak. Obrałem nowy kurs, Huston, wracamy mamy problem. Gdy już byłem w bramie placu wujka, który nawet nie zorientował się, że jego podopieczny wymknął się na bardzo głośnym jednośladzie, zrozumiałem co popsuło się w moim (chwilowe przywłaszczenia pojazdu) jednośladzie. Otóż przez całą tę drogę trzymałem w połowie wciśnie sprzęgło. Mój umysł szybko postanowił skorygować ten błąd.

3...2..1. Finał

[pierwsza jazda na motocyklu] Wyobraźcie sobie sytuację, w której trzymacie odkręcona manetkę gazu do oporu a w drugiej ręce wciśnięte częściowo sprzęgło. I teraz najlepsza część opowieści. Wyobraźcie sobie, że w jednej sekundzie puszczacie to sprzęgło. Zobrazuje Wam tę sytuację. Motocykl pokazał swój pazur i niczym szalony byk, który za swój cel obrał czerwoną płachtę wystartował przed siebie. Wystrzeliłem niczym kamień z procy. Pech chciał, że przede mną był rozstawiony duży, naprawdę duży basen ogrodowy. Jak się pewnie domyślacie, nie miałem jeszcze wtedy wyćwiczonej jazdy na jednym kole, a nauka w trybie przyspieszonym poszła mi średnio. Sprzęt, nieświadomie użyczony wylądował w basenie... Dokładniej to WSK wzięła taranem ścianę basenu, który uszkodziła, masa kubików chlorowanej wody zaczęła gwałtownie opuszczać swoje miejsce spoczynku.

Każdy kij ma dwa końce.

Wstając rano, nawet przez chwilę nie pomyślałem co może mnie dziś czekać. Sytuacja, którą dziś wspominam z uśmiechem na twarzy wtedy była dla mnie prawdziwym piekłem. Oczywiście oberwało mi się za ten numer i reszta wakacji nie była już tak kolorowa, jak mogłaby być.

Tak właśnie zakochałem się w motocyklach, ta krótka chwila sprawiła, że czułem się wspaniale. To był początek mojej drogi, to właśnie w ten sposób postawiłem swoje pierwsze kroki. Oczywiście moja historia toczy się dalej a jej późniejsze fazy również były okupione niecodziennymi wydarzeniami, które może kiedyś uda mi się opisać w bardziej szczegółowy sposób. Dziś, gdy siadam na motocykl i ruszam w drogę to czuję te wyjątkowe poczucie wolności, prawdziwej wolności, jaką dają mi motocykle. Zapominam o otaczającym mnie świecie i rozpływam się w przestrzeni, w której liczą się tylko motocykle.

Drogi czytelniku, jeżeli dotrwałeś, aż do samego końca to chciałem Ci podziękować z całego serca za to, że poświęciłeś mi swój cenny czas. Jeżeli i Ty wyczuwasz potrzebę podzielenia się swoją historią z innymi to gorąco Cię zachęcam. W przypadku gdy pozwolisz na publikację Twojej opowieści, nasz serwis alemotocykl.pl ufunduje dla Ciebie przesyłkę z gadżetami motocyklowi, które z pewnością przydadzą się w podróży.

Napisz do mnie na maila: przemekadv@gmail.com lub na fanpage z facebooku:

https://www.facebook.com/aleMotocykl/

Pozdrawiam
Motocyklista-pasjonat Przemysław Kozłowski.